Nazwa tego lokalu, wbrew pozorom nie jest inspirowana imieniem jego właściciela. Choć nazywa się on Ben. Jednak, jak już wspomniano, stanowczo zaprzecza on jakoby nazwa baru wzięła się od jego imienia. Pytany zatem ska się ona wzięła, jedynie wzrusza ramionami. Jest to dość obrazowy przykład jego... specyficznej osobowości. Złośliwi mówią, że nawdychał się za dużo oparów smaru. Sam bar nie różni się wiele od innych budynków w mieście. Zbudowany w całości ze złomu jest niejako pomnikiem ludzkiej pomysłowości i zaradności. W jego wnętrzu znajduje się kilak metalowych stolików, jak i lada zrobiona z kawałka skrzydła samolotu. Lokal oferuje szeroką gamę trunków i posiłków, z czego najsłynniejsze są pierogi żony Bena, o dźwięcznym imieniu Helga.
Offline